niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 3 {I can't believe}

Na kanapie zobaczyłam siedzących naszych przyjaciół. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę.
-Co oni tutaj robią?-zapytałam szeptem
-Niespodzianka!-odpowiedział równie cicho, przytuliłam go lekko i podeszliśmy do naszej starej paczki. Kiedy Martha obróciła się i zobaczyła mnie za sobą, pisnęła i szybko mnie przytuliła. Widziałam jak Jack wita się z Jerry'm i jakimś innym chłopakiem. Woodley przytulała mnie tak mocno, że omal nie zemdlałam. Jak tylko nadarzyła się okazja szybko wyrwałam się z jej objęć, przywitałam się z Jerrym i podeszłam do nieznajomego bruneta którym okazał się być Milton. Nie mogłam uwierzyć, że to on. Gdzie się podział ten chuderlawy rudzielec. Teraz na jego miejsce przyszedł szczupły brunet z lekkim zarostem. Przytuliłam go po czym siadłam na kanapę. Tam od razu byłam zarzucona milionami pytań.
-No to opowiadaj nam, co się u ciebie działo przez te 8 lat.-powiedziała Martha
-Nie ma co opowiadać. Mieszkałam w Miami, ale jakieś 2 tygodnie temu przeprowadziłam się do Nowego Jorku i jestem sekretarką w Word Wide Television.-odpowiedziałam spokojnie
-A wy jesteście razem?-wiedziałam, że ktoś o to zapyta. Nie mam bladego pomysłu co im odpowiedzieć.
-Nie, pracujemy razem.-odparł Jack-Kim ma narzeczonego.-dokończył
-Naprawdę! Jak się nazywa? Miły jest? A ma kasę?-nagle miliony pytań leciały z ust moich przyjaciół. Od odpowiedzi uratowała mnie ciemna blondynka która przywitała się ze wszystkimi poza mną a na Brewer'a spojrzała jak na mordercę. Szatyn przewrócił oczami na jej zachowanie.
-Czego chcesz?-zapytał szorstko, jak nigdy.
-Kasy-kogoś mi przypominała
-Nie będę cię utrzymywał, jesteś już dorosła Diane-odparł zdenerwowany Jack. Ale zaraz jak on do niej powiedział? Diane? To jego mała siostra?
-Diane?-zapytałam nieśmiało, dziewczyna odwróciła się, wtedy mogłam się jej przyglądnąć. Wyglądała tak samo jak starszy Brewer, te same pieprzyki, gęste włosy, dołeczki, mały nos, duże oczy, po prostu damska wersja Jack'a.
-Kim?-szepnęła dziewczyna, po czym przytuliła się do mnie.-Tęskniłam-to jedyne co udała jej się powiedzieć.Usiadła naprzeciwko Jack'a, ukradkiem spojrzałam jak posyłają sobie nawzajem nienawistne spojrzenia.
-Jak za dawnych lat- pomyślałam.
-To Kim opowiadaj o tym swoim narzeczonym.-zaczął Jerry
-Więc jest on naprawdę miłym facetem, przystojnym, i tak Jerry jest bogaty ale nie zależy mi na forsie.A no i nazywa się Victor Klimas.-uśmiechnęłam się, jednak widziałam jak Diane i Jack sztywnieją na wypowiedziane przeze mnie imię. Znają go?
-Am, ja i Diane musimy już lecieć.-powiedział szybko Jack, i razem z siostra wybiegli z kafejki, popatrzeliśmy na nich ze zdziwieniem w oczach.Jednak po chwili wróciliśmy do rozmowy. Tematy nam się nie kończyły. Dowiedziałam się, że Milton jest zaręczony z Eddie'm, Jerry szuka miłości przez internet a Martha chce jak najdłużej pozostać singielką. Wypiłam chyba z 5 kaw i podziałały na mnie w zupełnie inny sposób niż powinny, dlatego szybko pożegnałam się ze wszystkim i ruszyłam do domu.

~*~

Weszłam do domu, modląc się aby Victora nie było w domu, jednak Bóg chyba nie za bardzo się nimi przejął. Usłyszałam z salonu dźwięk telewizora. Zamknęłam cicho drzwi, lecz mężczyzna usłyszał mnie i natychmiastowo znalazł się przy mnie. 
-Gdzie byłaś w nocy?-zadał pytanie szorstkim tonem. Przyznam się, że takiego Victora się bałam.
-U..u koleżanki-odpowiedziałam cicho
-Daj mi do niej numer, chce potwierdzenia, że u niej byłaś!-krzyknął niezadowolony, dopiero teraz poczułam od niego alkohol.- No czekam..kurwa mać..czekam.-przełknęłam głośno ślinę. Zawsze po alkoholu stawał się brutalny, czasami potrafi mnie uderzyć, lecz zawsze mu wybaczam. Po chwili przewróciłam się, i poczułam jak boli mnie oko. Szybko wstałam i jak najszybciej pobiegłam do mojej garderoby. Zabrałam do torebki ciuchy na jutro do pracy, zgarnęłam kosmetyki i szybko wybiegłam z domu. Zadzwoniłam do Brewer'a, jednak ten nie odbierał.Postanowiłam, iść w stronę jego domu.Przechodziłam koło jakiegoś baru i zobaczyłam czarne BMW należące do Jack'a. Wolnym krokiem ruszyłam do pomieszczenia. W środku było czuć papierosy, alkohol i narkotyki. Wzrokiem błądziłam po sali, w poszukiwaniu szatyna. W końcu zobaczyłam go przy barze, jak to miał  w zwyczaju do alkoholu zawsze miał papierosa. Podbiegłam do niego i przytuliłam od tyłu, zdziwiony obrócił się. Delikatnie uniósł moja twarz, patrzył na nią z niedowierzaniem. Rzucił pieniądze na stół i pociągną mnie do wyjścia. Widziałam, że nie jest zadowolony, nic nie mówiąc otworzył mi drzwi w jego samochodzie. Posłusznie wsiadłam, przyznam się,że bałam się jechać z Jackiem. Między innymi dlatego, że jest lekko podpity, ale cóż wole to niż wracać dzisiaj do Victora. Szatyn z piskiem opon odjechał z pod baru. Jechaliśmy szybko, nawet bardzo szybko. Brewer wymijał auta z wielka wprawą. A ja coraz bardziej bałam się. Serce waliło mi jak oszalałe. Na szczęście szybko dotarliśmy do jego domu. Szybko wyszłam z auta, a Jack nadal z kamienną twarzą patrzył na mnie. Złapał mnie za rękę i wpuścił do środka. Ręką wskazał salon a on sam poszedł do kuchni. Po niespełna minucie przyszedł do salonu z butelką przeźroczystego napoju. Rozlał go do dwóch kieliszków, podał mi jeden a on sam szybkim ruchem wypił całą zawartość.
-Nie piję wódki.-powiedziałam niepewnie, Brewer popatrzył na mnie, po czym uśmiechnął się delikatnie. Pod wpływem jego wzroku, wypiłam zawartość kieliszka, krzywiąc się przy tym jak bym zjadła cytrynę.
-Dobra teraz opowiadaj-odparł
-Co?
-Dlaczego masz podbite oko?-prawie, że krzyknął na mnie. Popatrzyłam się na niego, on zmarszczył brwi, i odsunął się. Czułam, że domyślił się kto to zrobił. Znów rozlał nam trunek. A ja tak samo jak on zaczęłam się wkręcać. Może i nie lubiłam alkoholu, ale muszę teraz przestać myśleć o Victorze. Wiem, że Victor tez był pijany, ale Brewer nawet gdyby był naćpany-a kiedyś mu się to zdarzało- nigdy by mnie, ani żadnej innej kobiety nie uderzył. Po chwili picia, nic już nie ogarniałam, dziwiłam się szatynowi, jakim sposobem on po tylu dawkach alkoholu jest lekko podpity a ja ledwo stoję na nogach, cóż on jest do tego przyzwyczajony. Oparłam się o fotel i spojrzałam na stół, na którym widnieją 3 butelki wódki, w tym jedna do połowy pełna. Jack daje mi kieliszek, wypijam go szybko, lecz po nim urywa mi się film

~*~

Budzę się przez lekkie pochrapywanie przy moim uchu. Otwieram oczy i widzę, że jestem w sypialni Jack'a. Zastanawiam się jak w ogóle się tu znalazłam, lecz później przypominam sobie wszystko z poprzedniej nocy. No nie do końca wszystko, bo pamiętam tylko urywki z mojego przebywania w domu Brewer'a. Czuję jak Jack obejmuje mnie w talii mamrocząc coś pod nosem. Śmieje się lekko pod nosem, po czym znów kładę się koło Brewer'a. Przymykam oczy i zaraz je otwieram.Powoli, wszystko mi się przypomina-wódka, pocałunek, więcej wódki, pocałunek, zaprowadzenie do pokoju. Boże, nie mogę uwierzyć, że znów spałam z szatynem. Przecież to nie może tak wyglądać, że jak pokłócę się z narzeczonym to przybiegam do Jack'a a on mnie przeleci. Jednak kiedy on koło mnie leży, czuję, że tak powinno być, że tak powinna wyglądać moja codzienność, z Jackiem u boku a nie Victorem. 

Jednak nie wiedziałam, że tak będzie tak ciężko pozbyć się Victora Klimas'a z mojego życia.

**Jest, w końcu jest. Tak bardzo wasz przepraszam, że tak długo czekaliście. 
Lexi, nigdy nie będę na cb zła o to, że się upominasz o rozdział bo to dzięki tobie, go napisałam. **

wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 2 {Too many memoeries}

Delikatne promienie słońca, zaczęły razić mnie w oczy. Przewróciłam się na drugą stronę z chęcią przytulenia się do Jack'a, lecz jego nie było. Zdziwiłam się i szybko otworzyłam oczy. Rozejrzałam się po pokoju i znalazłam karteczkę.
-"Kim, przepraszam, że tak szybko wyszedłem ale zmusiła mnie do tego praca. Mam dla ciebie niespodziankę. Nie idź dziś do pracy. I nie przejmuj się, nic się nie stanie.Postaram się być przed 13. Jack"-przeczytałam na głos. Ciekawe co powie Jim'owi, ale napisał abym się nie przejmowała, więc postaram się. Spojrzałam na zegarek, wskazywał 7:15, nic nie zaszkodzi jeszcze chwilę poleżeć. Delikatnie ułożyłam się na poduszce, wspominając wczorajszą noc. Uśmiechnęłam się sama do siebie na to wspomnienie. Lekko przymknęłam oczy i zaczęłam przypominać sobie jak poznałam Jack'a.

14-letnia Kimberly, wyszła właśnie do szkoły. Był to pierwszy dzień w gimnazjum. Blondynka strasznie się denerwowała, tym bardziej, że gimnazjum w tym samym budynku co liceum. Dziewczyna przełknęła ślinę i weszła do wielkiego budynku.Wszystkie oczy skierowały się na dziewczynę. Cóż Kim nie wyglądała na swój wiek, można było powiedzieć, że ma około 16 lat.  Kim powoli podeszła do klasy numer 199 jednak wpadł na nią przystojny szatyn.
-Sory, naprawdę nie chciałem-odezwał się chłopak.
-Nic się nie stało, naprawdę-odparła Kim, już miała wejść do klasy ale szatyn przycisnął ją do ściany.
-Jestem Jack-uśmiechnął się-a ty?
-Kimberly.-odpowiedziałam jak mała dziewczynka. Jack uśmiechnął się szeroko ukazując swoje dołeczki.

To wspomnienie wywołało, wielki uśmiech na mojej twarzy. Nie wyobrażam sobie co by było gdyby. To dzięki niemu, mam wiele dni do wspominania. Ale najbardziej pamiętny dzień, był 3 dni po zakończeniu roku.

Kimberly oglądała właśnie nowy odcinek "How I Met Your Mother", lecz przerwał jej dzwonek do drzwi. Niechętnie wstała z kanapy i udała się do drzwi. Kiedy ujrzała szatyna, mimowolnie uśmiechnęła się. 14 latka była zakochana w swoim przyjacielu, szatyn tez pałał uczuciem do dziewczyny. Chociaż chłopak za wszelką cenę wmawiał sobie, że czuje do niej tylko przyjaźni, dziś postanowił zapytać się Kimberly czy poszłaby z nim na randkę.Nie przejmował się tym, że jest od niej starszy o 3 lata, przecież specjalnie się nie zakochał.
-Hej Kim-powiedział przerywając krępującą cieszę
-Hej, przerwałeś mi w oglądaniu...
-How I Met Your Mother-dokończył za nią. Wszedł do środka i popatrzył blondynce w oczy. Wziął jej dłonie w swoje i przybliżył się do niej. Crawford nie wiedziała co ma robić, podobał jej się Jack, ale nigdy nie myślała, że on też czuje coś do niej. Z transu wybudziło ją pytanie szatyna. 
-Kim, może poszłabyś ze mną na..umm..randkę?-w jego głosie dało się wyczuć niepewność.Dziewczyna lekko uśmiechnęła się i przytuliła się do Brewer'a.
-Tak-odparła, bardziej tuląc się do szatyna

Z uśmiechem przypomniałam sobie tą chwilę. To był tak pamiętny dzień, że nawet teraz pamiętam datę tego zdarzenia, 30.06.2005*. To jedna z moich ulubionych dat.

-Ten film był świetny.-odezwała się blondynka. 
-Ta, nawet.-odparł zamyślony. Kimberly spojrzała na niego podejrzliwie, coś się stało, że Jack jest taki zamyślony.
-Wszystko w porządku?-zapytała zmartwiona. Martwiła się o niego. Może jeszcze nią są parą, ale przecież to już ich trzecia randka. 
-Co? A, tak, jak w najlepszym.-odpowiedział, splatając ich ręce. Na twarz dziewczyny wstąpił uśmiech. Szatyn dobrze wiedział , że to uspokaja Kimberly. Chłopak był dzisiaj bardzo zdenerwowany. W końcu dziś potwierdzi swój związek z Kim. Para weszła do parku, Brewer usadowił dziewczynę na swoich kolanach i popatrzył głęboko w oczy.
-Kim, czy zostaniesz moją dziewczyną?-zapytał spokojnie, patrząc na reakcje blondynki. Ta szybko pocałowała go uświadamiając Brewer'a o tym, że się zgadza.

-Czemu te beztroskie lata, nie mogą wrócić?-zapytałam sama siebie. W tedy narzekałam na szkołę, a teraz bym do niej wróciła. Miałabym z głowy, wybór pomiędzy Jackiem a Victorem. Westchnęłam, była dopiero 7:45 więc postanowiłam się chwilę zdrzemnąć.

-Jesteś moją pierwszą miłością Jack. Nigdy cię nie zapomnę.-powiedziała uśmiechnięta 15-latka
-Kocham cię, pamiętaj.-odparł 18-letni szatyn
-Ja ciebie też.-odpowiedziała Kimberly, która przytuliła się do chłopaka. Ten natomiast podniósł jej podbródek i wpił się jej delikatnie w usta. Po czym ostatni raz przytulił.
-Będzie dobrze, Kim. Zobaczysz.-To ostatnie słowa jakie od niego usłyszała, gdyż już weszła na pokład samolotu do Miami.

Obudziłam się z krzykiem.Te wspomnienie nie daje mi spokoju. Mogłam wtedy postawić się rodzicom. Zostałabym wtedy z nim w Seaford. Możliwe, że teraz bylibyśmy małżeństwem, z 2 letnią córką i kolejnym dzieckiem w drodze. Jednak niedługo będę żoną innego mężczyzny i to z nim będę miała dzieci a nie z Jackiem. Spojrzałam na zegarek 10:16. Po chwili wstałam, nie zamierzałam przeleżeć całego dnia. Pościeliłam łóżko i ubrałam się. Zeszłam do kuchni i zrobiłam sobie małe śniadanie. Nie mogłam teraz wrócić do domu bo Victor by coś podejrzewał, że za szybko przyszłam. Czyli muszę przesiedzieć u Jack'a 6 godzin. No cóż. Nie będę narzekać. Poszłam do salonu i włączyłam telewizor.Akurat zaczynała się powtórka ostatniego odcinka "How I Met Your Mother". Rozsiadłam się wygodnie i zaczęłam oglądanie. 

~*~

Nudziło mi się oglądanie więc zgasiłam telewizor. Nie wiedziałam co mam robić. Moim oczom ukazał się album na zdjęcia. Szybko go wzięłam i zaczęłam przeglądać zdjęcia. Najpierw były z jego dzieciństwa, uśmiechnęłam się na widok starych zdjęć mężczyzny.
Nie wiedziałam który z nich to Brewer. Wyciągnęłam delikatnie zdjęcie i obróciłam w nadziei, że jest podpisane. I miałam racje, na zdjęciu napisane było "Richard & Jack 30.11.1988 r" Czyli Jack to ten maluteńki bobas. Miał w tedy zaledwie 4 miesiące, był taki słodziutki.Powoli przeglądałam zdjęcia z dzieciństwa szatyna. Aż doszłam do naszych zdjęć. Nie wiedziałam, że je ma.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Dobrze pamiętam tą chwilę kiedy nasz przyjaciel Jerry Martinez zrobił nam to zdjęcie. Jack chciał iść wtedy na wagary, a ja za wszelką cenę nie chciałam do tego dopuścić. Efekt końcowy był taki, że cała nasza trójka znalazła się na wagarach. Chciałabym aby te czasy wróciły. A tak poza tym, ciekawe co u Jerry'ego. Nie kontaktowałam się z nim z 8 lat. Ze śmiechem przeglądałam nasze zdjęcia. Mój wzrok utkwił na jednym zdjęciu. Wpatrywałam się w nie, a łzy w moich oczach, powoli zaczęły się nabierać.
Znajdowaliśmy się tam całą paczką ja, Jack,Jerry, Martha i Milton, który robił nam to zdjęcie. On jedyny z nas nie miał dziewczyny, wolał chłopców. Spotykał się z niejakim Eddiem ale tylko raz widziałam go na oczy. Nigdy nie robiliśmy Miltonowi wyrzutów z tego, że był gejem. Może nie było to dla nas normalne, akceptowaliśmy to.Zamknęłam album i włożyłam go na miejsce. Popatrzyłam na zegarek i zobaczyłam 12:56. 
-Ciekawe czy Jack zraz przyjdzie.-pomyślałam. Nie minęła minuta a główne drzwi otworzyły się a wnich stanął szatyn. Przyjrzałam się jemu dokładnie, miał czarne buty i czarne jeansy, do tego białą bluzkę z rozpiętymi 3 guzikami, przez co widać było początek jego tatuażu. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się i podszedł.
-Mam nadzieje, że się nie nudziłaś?-zapytał
-Nie, niedawno się obudziłam-odpowiedziałam szybko.Jack na moja odpowiedź lekko uśmiechnął się i poszedł na górę. Po chwili szatyn wrócił ubrany w zwykłe, trochę przetarte jeansy, białą podkoszulkę a na nią narzuconą czerwoną koszulę w kratę. Ubrał pasujące skejty i pociągnął mnie na dwór. 
-Gdzie idziemy?-zapytałam po chwili ciszy. 
-W chili obecnej do monopolowego po papierosy a później do Central Perk.- przytaknęłam głową, nie podobało mi się to, że Jack pali. Palił nawet wtedy kiedy się poznaliśmy. Szybko weszliśmy do polskiego sklepu. Brewer poprosił o paczkę czerwonych Malboro, wyszliśmy ze sklepu a Jack od razu zapalił papierosa.
-Palisz?-zapytał się mnie. Wiedziałam, że chciał mnie poczęstować, tym legalnym świństwem.
-Nie.-odparłam. 
-Nadal uważasz to za świństwo?-pff głupie pytanie.
-Jasne, że tak. Ale teraz jestem dorosła i nie będę robiła ci z tego wyrzutów.
-No wtedy przed szkołą zrobiłaś mi aferę życia.-zaśmiał się podczas zaciągania papierosa.
-Haha mi jakoś nie było do śmiechu-odpowiedziałam oburzona, martwiłam się o jego zdrowie. 
-Oj tam, przynajmniej masz co wspominać.-ostatni raz zaciągnął się i wyrzucił niedopałek. Weszliśmy do kawiarni, a tam przeżyłam szok.

************************************************************
Mam nadzieje, że wam się podoba. Wiem, że nie jest specjalnie długi ale musiałam przerwać w tym momencie. 
Rozdział dedykuję Lexi Howard która nie mogła się doczekać tego rozdziału, i wszystkim czytelnikom tego bloga.

wtorek, 20 maja 2014

Rozdział 1 {Old love in the town}

-Skarbie-usłyszała głos-Skarbie obudź się. Spóźnisz się do pracy.-Na ostatnie słowa Kimberly szybko zerwała się z łóżka.Nie mogła spóźnić się już pierwszego dnia. W szybkim tępię założyła ciuchy które spoczywały na wieszaku. Szybko się uczesała i ruszyła do studia World Wide Tv, gdzie zaczynała staż. Cieszyła się na staż w WWT, tam pracują najbardziej znani prezenterzy na świecie, może pewnego dnia będzie tam pracować na pełen etat? Nigdy nic nie wiadomo. Blondynka szybko ubrała buty na obcasie i wyszła z domu. Szybkim krokiem ruszyła do największego budynku w Nowym Jorku. Bez większego problemu, znalazła biuro swojego szefa-Jim'a.
-Witam, Pannę Crawford. Proszę usiąść.-powiedział życzliwie starszy mężczyzna.-Wezwałem cię, tutaj w pierwszy dzień pracy, nie bez przyczyny. Chcę abyś dzisiaj zajęła się naszym najważniejszym klientem.
-Emm...Chętnie, ale nie wiem czy się nadaję. Przecież jeszcze nie znam całego budynku.-odparła
-Spokojnie, liczę, że Pani sobie poradzi. To będzie sprawdzenie pani umiejętności.-dodał siwy mężczyzna
-A jak wygląda ten klient?-zapytała Kimberly, w myślach wyobrażała sobie jakiegoś starego dziada, który będzie chciał się do niej dobierać.
-Proszę o to nie martwić, zobaczy go pani dziś popołudniu, A teraz żegnam.-powiedział Jim. Kimberly aby nie podpaść szefowi, szybko wyszła z biura, mówiąc ciche "Do widzenia". Spokojnie podeszła do lady. Można było powiedzieć, że kobieta była sekretarką na stażu. Kobieta cały czas powtarzała sobie, że jak zajmie się owym klientem, nie będzie musiała bać się tego, iż starci staż. Nie tracąc takich myśli Crawford zajęła się segregowaniem papierów. Jej pracę przerwał wysoki szatyn, paczący się na nią z zaciekawieniem.
-Umm..W czym mogę pomóc?-zapytała speszona.
-Jest może Harrison?-zapytał, ale nie uzyskał odpowiedzi, blondynka była w niego wpatrzona jak w obrazek. Uśmiechnął się przez co widoczne były jego dołeczki. Szatyn dobrze wiedział jak działa na kobiety i śmiało to wykorzystywał. Przecież żyję się tylko raz, trzeba się bawić. Kobieta po chwili, zrozumiała co robi i szybko, oderwała wzrok od mężczyzny. Kogoś jej przypominał, ale nie mogła sobie przypomnieć kogo.
-Przepraszam, czy mógłby Pan poczekać, pan Harrison ma teraz spotkanie, za 10 minut powinien już skończyć.-odpowiedziała na pytanie ze spuszczoną głową.
-Wiesz, że jesteś bardzo ładna?-zagadał dziewczynę, ta słysząc komplement lekko się zarumieniła- Może wyszlibyśmy gdzieś pod wieczór?-zapytał z chytrym uśmieszkiem.
-Chętnie, ale mam narzeczonego.-odparła, próbując nie zwracać na szatyna uwagi.
-A wiesz, że lubię zajęte kobiety-dodał, coraz szarzej uśmiechając się.
-Cóż, tego kwiatu pół światu-powiedziała
-A 3/4 nic nie warte.-dokończył za blondynkę.-Jestem Jack, a ty?-I wtedy blondynka zobaczyła ten znajomy błysk w oku, ten w którym się zakochała. A imię szatyna jeszcze potwierdziło, jej przypuszczenia.
-K..Kimberly.- Na to imię szatyn zesztywniał. Kimberly, jego mała Kimberly, która wyjechała do Miami, teraz jest sekretarką w Nowym Jorku. Oczy Brewer'a powiększyły się gdy przypomniał sobie jej słowa "mam narzeczonego". Nie wiele myśląc usiadł na pobliski fotel, ciągnąc za sobą 23-latkę. Usadowił ja na swoich kolanach i przyglądał się z zaciekawieniem.
-Kim ja..-jednak nie dane mu było dokończyć.
-Nie, Kim tylko Kimberly, Jack.-powiedziała, kobieta miała mętlik w głowie.
-Zmieniłaś się. Ale charakter ten sam-zaśmiał się
-Ty jakoś się nie zmieniłeś. Cały czas podrywasz wszystko co się rusza..-lekki uśmiech wkradł się na usta blondynki. Brewer tylko wzruszył z uśmiechem na ustach ramionami. Czym rozśmieszył blondynkę. Te wstała z jego kolan i bez słowa podeszła do swojego biurka. Spojrzała na komputer, i zawiadomiła szefa, że przyszedł do niego Jack Brewer. Jim słysząc to nazwisko, jak torpeda wyleciał ze swojego biura. Szybko powitał szatyna i zaprowadził go do swojego biura.

***

-Panno Crawford.-Usłyszała głos szefa
-Słucham?
-Oprowadzi pani naszego gościa, po naszym budynku.A jutro z samego rana proszę przyjść do mnie do biura.-oznajmił, nie czekając na reakcję blondynki. Zadowolony szatyn, patrzył się na Kimberly, śmiejąc się coraz szerzej. 
-Spokojnie, nie musisz nie oprowadzać, znam ten budynek bardzo dobrze. Ale widzę, że tobie przyda się wycieczka. Chodź-pociągnął blondynkę w stronę windy, szatyn pokazał, blondynce wszystkie miejsca w budynku. 
-Chodź, zostało coś jeszcze.- dodał i poprowadził dziewczynę na dach budynku. Crawford była onieśmielona tym widokiem. Podeszła do barierki i patrzyła się na wiecznie żyjący Nowy Jork.
-Skąd znasz to miejsce?-zapytała po chwili ciszy.
-Każdy tutaj zaczynał.-odpowiedział podchodząc do dziewczyny.delikatnie objął ją w tali, przytulając do siebie. Kimberly wtuliła się w jego tors. Nie ukrywała, że za tym tęskniła. Nawet bardzo. Jack podniósł jej podbródek, i delikatnie musnął jej usta. Widzą, że Kimberly go nie odpycha, wpił się jej w usta. Całował ją zachłannie, jakby to był ich ostatni pocałunek. Crawford, była jak pod zaczarowana, nie mogła oprzeć się Brewerowi.Jednak kiedy ręce szatyna zeszły na jej pośladki, ta opamiętała się co robi.
-Nie, nie, nie...to nie może się powtórzyć.-krzyknęła-Za 3 miesiące będę mężatką. A z tobą to już przeszłość.
-Kochasz go?-zapytał, zbijając Kimberly z tropu.
-Co?-zapytała nie dowierzając 
-Kochasz go?-powtórzył patrząc na dziewczynę
-Jak śmiesz, tak mówić.
-Zadałem bardzo proste pytanie Kim. Nie jest trudne.-powiedział  ze spokojem. Kimberly nie wiedziała co powiedzieć. Kocha Spencera, ale gdy zobaczyła Jack'a,  stare uczucie powróciło. Była w kropce, więc wolała nie odpowiadać. 
-Chyba już koniec wycieczki. Do widzenia Jack-powiedziała szybko, po czym zeszła na parter zabierając swój płaszczyk i wyszła. 
 Do domu nie szła zbyt długo.Szybko weszła do domu, po czym usiadła zrezygnowana w fotelu. Cały czas chodziło jej pogłowie pytanie które zadał jej Brewer. Niby takie proste, a jednak nie do końca. i więcej myślała tym bardziej przekonywała się z myślą, że uczucie do szatyna nigdy nie wygasło. Jednak kocha również Spencera. Przecież gdyby go nie kochała, nie była by niedługo jego żoną. 
-Ten świat się na mnie uwziął-powiedziała sama do siebie. Kobieta poszła do kuchni, wyjmując wczorajszą sałatkę, ledwo wzięła ją do buzi, a przyszedł do niej SMS. Zdziwiła się gdy zobaczyła od kogo, on jest.


Zdziwiona kobieta, szybko odpisała, że będzie .Była ciekawa co Jack chce jej powiedzieć. Przez te dwie godziny Kimberly zajęła się sprzątaniem domu, kiedy wybiła już 18:30, blondynka przebrała się i ruszyła w stronę kawiarni. Powoli weszła do środka rozglądając się z Brewerem. Zobaczyła go na kanapie, więc szybko do niego podeszła. Usiadła koło niego. 
-Co chciałeś?-zapytała 
-Pogadać-odpowiedział-Kim, wiem, że  tym pytaniem cię 
-Kocham go-przerwała mu Crawford-ale tez kocham ciebie-dodała.
-Co?-zapytał Brewer, do którego słowa dziewczyny przychodziły z opóźnieniem
-Wiesz, myślałam, że kocham tylko Spencera. Ale kiedy ty się zjawiłeś, dotarło do mnie, że ja..umm..no nie przestałam cię nigdy kochać. 
-To co z tym zrobisz?-zapytał ciekawy mężczyzna.
-Nie wiem-odparła.-To ciężka decyzja.-jednak Brewer już jej nie słuchał. W głowie brzmiały mu tylko te słowa "też kocham ciebie", nie zwracając na reakcje Kim, lekko pocałował ją w usta. Ta nie protestowała, chciała być teraz tylko z nim. 
-Chodźmy do mnie-mruknął jej do ucha,przygryzając płatek jej ucha. Wziął ją za rękę i zaprowadził do swojego BMW. Po niespełna 10 minutach byli pod wielką willą. Kimberly nie mogła uwierzyć, że Jack mieszka w tak wielkim domu.Wysiadła z samochodu po czym podeszła do szatyna. 
-Dorobiłeś się-zaśmiała się lekko.
-A w Seaford nikt we mnie nie wierzył-udał obrażonego. Jednak zraz uśmiechnął się i otworzył drzwi do swojej twierdzy. Cóż Jack, zawsze miał dobry gust, jednak wystrój tego domu, przechodzi  wszelkie granice. Nawet ja bym go lepiej nie urządziła.Jack gdy tylko zamknął drzwi, od razu pocałował Kimberly. Zsunął z niej jej narzutkę, a dziewczyna szybko ściągnęła swoje buty. Po tej czynności szatyn wziął blondynkę do sypialni, gdzie delikatnie położył się na niej, podtrzymując się łokciami. Jednym ruchem zdjął z Kim bokserkę, dzięki czemu bez przeszkód mógł całować jej piersi.Dziewczyna jęknęła kiedy szatyn lekko ją ugryzł. Swoimi małymi paluszkami, zaczęła rozpinać koszulę Brewer'a ukazując jego wyrzeźbiony tors, pokryty kilkoma tatuażami. Usta kobiety szybko znalazły się na klatce piersiowej Jack'a. Jednak szatyn przerwał jej zbliżając swoje usta do jej. Delikatnie rozpiął jej spodnie i ściągnął je z niej.Mężczyzna zaczął całować jej brzuch, robiąc na nim malinkę. Kim czuła się jak nigdy dotąd. Już dawno z nikim nie spała. Prosiła Spencera kilka razy o to, jednak on powiedział, że będzie z nią spał dopiero po ślubie. Do rzeczywistości przywrócił ją, Jack, który zaczął całować blondynkę po lini żuchwy. Kimberly szybko odpięła spodnie szatyna zsuwając je stopami.Brewer szybko ściągnął z blondynki stanik. Nie mógł przestać patrzeć się na Crawford. Nie przypuszczał, że taka chudziutka, mała blondyneczka, może tak seksownie wyglądać. Jednak szybko się opamiętał i zaczął jeździć językiem po ciele Kimberly. Lizał ją po piesiach, brzuchu aż dotarł do jej kobiecości. Zsunął z niej majtki, po czym zaczął całować jej przyjaciółkę. Kimberly jęczała z podniecenia. Czuła na całym ciele czystą rozkosz. Szybko zdjęła z chłopaka bokserki, ukazując jego męskość. Ten delikatnie ją pocałował, jedną rękę masował jej kobiecość. Aż w końcu połączył ich w jedno. 

poniedziałek, 19 maja 2014

Prolog

-Jesteś moją pierwszą miłością Jack. Nigdy cię nie zapomnę.-powiedziała uśmiechnięta 15-latka
-Kocham cię, pamiętaj.-odparł 18-letni szatyn
-Ja ciebie też.-odpowiedziała Kimberly, która przytuliła się do chłopaka. Ten natomiast podniósł jej podbródek i wpił się jej delikatnie w usta. Po czym ostatni raz przytulił.
-Będzie dobrze, Kim. Zobaczysz.-To ostatnie słowa jakie od niego usłyszała, gdyż już weszła na pokład samolotu do Miami.

23-letnia blondynka z widocznym uśmiechem na ustach, przekroczyła przez progi lotniska w Nowym Jorku. Wiedziała, że tutaj spełni swoje marzenia bycia prezenterką. Popatrzyła na karteczkę z adresem, po czym ruszyła na odpowiednią ulicę. Po niespełna 10 minutach kobieta znajdowała się pod drzwiami jej nowego domu. Niezdecydowanie zadzwoniła dzwonkiem.
-Kochanie, cieszę się, że jesteś.-usłyszała męski głos.
-Ja tez się cieszę,Spencer- odparła szczęśliwa, rzucając się w ramiona swojego narzeczonego.